Rano obudził mnie tata, lekko szturchając moje ramię. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że przespałam całą noc i nic się nie nauczyłam. Porażka.
- Dlaczego śpisz w ubraniu? - spytał zdziwiony.
- Byłam strasznie zmęczona i nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. - wstałam i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Uwierzcie nie wyglądałam najlepiej, jeszcze ten rozmazany tusz pod oczami. FUJ.
- Idę zrobić sobie kawę, a Ty szykuj się do szkoły szybko, bo się spóźnisz. - posłał mi uśmiech i wyszedł.
Ruszyłam szybko do łazienki, zmyłam makijaż i rozebrałam się, aby wziąć prysznic. O tak, tego właśnie potrzebowałam. Następnie owinęłam się w ręcznik i ruszyłam w kierunku garderoby. Założyłam bieliznę i zaczęłam wybierać ubrania na dzisiaj. Zdecydowałam się na jeansowe rurki 7/8, biały sweterek i białe trampki converse za kostkę. Weszłam z powrotem do pokoju i usiadłam przy mojej toaletce. Rozczesałam włosy, które opadały na moje ramiona i spięłam grzywkę. Nałożyłam niewielką ilość podkładu na twarz, zrobiłam kreski i pomalowałam rzęsy. Wyglądałam nawet ładnie. Jak na osobę z tyloma kompleksami określenie ładne to coś co nie występuje zbyt często w moim słowniku, rzadko kiedy nazywam siebie ładną.
Wzięłam torbę, która stała przy drzwiach i wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i udałam się do kuchni po kanapki.
- Do zobaczenia później. - cmoknęłam tatę w policzek i skierowałam się do drzwi.
- Uważaj na siebie. - powiedział popijając kawę.
Gdy wyszłam z domu zaczęłam przeszukiwać torbę, by znaleźć słuchawki. Postanowiłam przejść się dzisiaj do szkoły na pieszo, ponieważ było dosyć ciepło. Gdy już mi się to udało, włożyłam je do uszu i puściłam jedną z moich ulubionych piosenek.
"You make my world, you make my world go 'round
You turn me up, you turn me upside down
You make my world, you make my world go 'round
You get me off, you get me off the ground"
Śpiewałam sobie po cichu. Rozejrzałam się w około czy nie jedzie żaden samochód, bo zbliżałam się do przejścia. Nadal cicho śpiewając weszłam na ulicę, a w moich uszach oprócz muzyki rozległ się głośny pisk opon. Wystraszona szybko wyjęłam słuchawki z uszu i spojrzałam w prawą stronę. Przede mną stał czarny sportowy samochód marki BMW. Miał przyciemnione szyby, spoiler, matowy lakier, a przez jego środek przechodziły 2 białe pasy. Wyglądał jak samochód wyścigowy, wiecie w tych różnych grach. Weszłam na chodnik, nadal przyglądając się pojazdowi, gdy nagle szyba się odsunęła, a moim oczom ukazał się kierowca pojazdu. Był dosyć młody, myślę, że miał około 19 lat, miał okulary więc nie mogłam dostrzec koloru jego oczu. Jego ciemne blond włosy były wygolone po bokach, a grzywka na środku była postawiona na żel. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, a na ręku złoty zegarek. Domyślić się można było, że był bogaty.
- Ej shawty, uważaj jak chodzisz do cholery. - powiedział zachrypniętym głosem i spojrzał na mnie trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą wyjmując paczkę papierosów z kieszeni i wyciągnął jednego z nich.
- Prze.. przepraszam. Nie zauważyłam Twojego samochodu. - powiedziałam niepewnie, podziwiając auto.
- Następnym razem nie będę się zatrzymywał, po prostu Cię przejadę. - rozpalił papierosa, po czym zaciągnął się i wypuścił dym.
- Będę bardziej uważać. - spojrzałam na niego.
- Nie obchodzi mnie to, po prostu nie chciałbym mieć Cię na sumieniu. A teraz sorry shawty, śpieszę się. - zasłonił szybę i odjechał.
Naprawdę muszę bardziej uważać, chodząc po ulicy. A co gdyby się nie zatrzymał? Widać było, chociażby po sposobie jego mówienia, że nie był zbyt przyjazną osobą i lepiej z nim nie zadzierać. Ale czym się przejmować, Stratford to małe miasto, a ja widzę Go tu pierwszy raz, więc pewnie przejezdny. I dobrze, bo nie chciałabym znowu Go tu spotkać. Znowu założyłam słuchawki i skierowałam się do szkoły, modliłam się, by dzisiejszy test z matematyki był prosty.
~*~
- Odłóżcie długopisy, koniec sprawdzianu. - głos pani Moore rozległ się w całej sali.
Zawalę ten test, prawie nic nie napisałam. Będę mieć teraz 4 jedynki do poprawy z matmy, muszę iść na korepetycje, nie ma innego wyjścia.
Wszyscy zaczęli opuszczać salę, a ja razem z nimi. Podeszłam do Nancy, czekającą pod salą, która była na mnie hmmm.. zła? obrażona? od wczoraj.
- Nans, co Cię wczoraj ugryzło? - przygryzłam dolną wargę czekając na odpowiedź.
- Nic.. po prostu widzę jak Nathan na Ciebie patrzy. Podobasz mu się Mags. - spojrzała w dół.
- Uspokój się, wiesz, że nigdy bym z nim nie była. Nie mogłabym Ci nawet tego zrobić. Przyjaźnimy się tylko, a Ty jesteś zbyt wyczulona. Poza tym jutro jest mecz Stratford Huskies, a w niedzielę chciałabym zrobić małą impezę w domu, bo Matta nie będzie, a tata jak zwykle na weekend jedzie do Toronto, pomagać dziadkom. Twoja obecność jest obowiązkowa, wyluzujesz się! Będzie okazja do zbliżenia się z Nate'm, to Twoja szansa. Co Ty na to? - puściłam jej oczko.
- No dobra, przyjdę. - powiedziała, a kąciki jej ust lekko się uniosły.
Wiedziałam, że to ją przekona. Lubiła imprezy jak nikt inny.
- A teraz chodźmy, bo się spóźnimy na kolejną lekcję. - złapałam ją za rękę i pobiegłyśmy na koniec korytarza gdzie znajdowała się nasza sala.
~*~
- W końcu weekend! - powiedziała Nancy, gdy wychodziłyśmy przed budynek szkoły po zakończonych lekcjach.
- Dokładnie. Czuję, że będzie on udany. - zaśmiałam się.
- Mam nadzieję. A teraz idę do domu, bo jestem bardzo głodna, zobaczymy się jutro. Pa. - powiedziała Nancy odchodząc ode mnie i posyłając mi miły uśmiech.
- Pa! - odwzajemniłam gest.
Spojrzałam w kierunku boiska i zobaczyłam Nate'a grającego w koszykówkę z innymi chłopakami. Muszę to wykorzystać i porozmawiać z nim o wczorajszym dniu. Zaczęłam iść w jego kierunku.
- Przepraszam Nate, mogę Ci przerwać na chwilę? - zapytałam.
- Jasne, o co chodzi? - spojrzał na mnie, podchodząc bliżej.
Usiedliśmy na ławce przy boisku, a Nathan patrzył na mnie w oczekiwaniu na pytanie.
- Bo, wiesz... - zaczęłam niepewnie. - Chciałam się dowiedzieć dlaczego oni Cię wczoraj pobili. - dokończyłam.
Nate rozejrzał się w około, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu.
- Nie wiem Mags kto to był, pierwszy raz widziałem Go na oczy. Mówię Ci to, bo Ci ufam. Wczoraj nie chciałem, bo byłem zbyt tym wszystkim zdenerwowany i zdołowany. Ale jak dobrze wiesz, mamy jutro mecz z Seattle Dragons... - mówił drżącym głosem, a ja skinęłam głową, że zrozumiałam i słuchałam dalej. - On mi kazał oddać mecz, chce żebym Go przegrał i mam to przekazać całej drużynie inaczej zrobi mi piekło z życia i będę żałował tego, że go nie posłuchałem. - patrzył w dół mówiąc to.
Zamarłam.
- Ale jak to kazał Ci przegrać mecz? Dlaczego? - spojrzałam na niego pytająco.
- Bo, jeżeli wygramy to wchodzimy do Play Off-ów, a jeżeli przegramy oni wchodzą. - wstał i zaczął chodzić nerwowo. - Powiedziałem, że nie oddam meczu i że go wygramy, bo Seattle Dragons są słabsi, wtedy ten z którym rozmawiałem dostał jakiejś furii i uderzył mnie kilka razy. - powiedział, a mi zrobiło się Go najzwyczajniej w świecie żal.
- Boże, Nathan, co teraz? - spytałam przerażona. Wiedziałam, że koszykówka odgrywa w życiu Nate'a bardzo ważną rolę, ale nigdy nie był w takiej sytuacji.
- Nic, po prostu to wygramy. Żaden dupek nie będzie mi groził. Jestem kapitanem drużyny i doprowadzę ją jutro do zwycięstwa. - powiedział pewnie. - Mam nadzieję, że będziesz jutro na meczu? Zaczyna się o 17. - puścił mi oczko.
- Jasne, przyjdę z Nancy. Nie mogłybyśmy przegapić Twojego zwycięstwa. - oblizałam usta i uśmiechnęłam się.
- Dobra, to do zobaczenia jutro, a teraz wrócę do chłopaków jeżeli nie masz nic przeciwko. - pocałował mnie w policzek i powoli zaczął się oddalać, ale spoglądał na mnie oczekując odpowiedzi.
- Jasne, przepraszam, że w ogóle przeszkodziłam i tak muszę już wracać. Powodzenia jutro. - wstałam.
- Nie dziękuję. - zaśmiał się i pobiegł do chłopaków.
Zaczęłam iść w kierunku przystanku, stojącego obok szkoły. Znowu szukałam w torbie słuchawek, gdy usłyszałam znajomy mi już głos silnika. Samochód, który widziałam dzisiaj rano zatrzymał się pod budynkiem szkoły, a z niego wysiadł chłopak, którego rano w nim widziałam. Zaczął iść w moją stronę. Nie miał już okularów, więc od razu dostrzegłam jego orzechowe oczy. Piękne orzechowe oczy. Tak, oczy to pierwsza rzecz, którą dostrzegam u ludzi. Miał na sobie czarną koszulkę, przez co widziałam tatuaże na jego rękach. Było ich dosyć sporo. Czarne spodnie z opuszczonym krokiem, złote supry, na ręku ten sam zegarek co rano, a na głowie czarny snapback z napisem "DOPE".
Koleś co Ty tak na czarno prawie cały?
Wydawało mi się, że skądś go znam i nie chodziło mi tu o dzisiejszy poranek. Od razu przypomniałam sobie chłopaka, którego widziałam gdy Nathan został pobity. Może to tylko przez te tatuaże mi się skojarzył?
- Znowu się spotykamy shawty. - powiedział, puszczając mi oczko, po czym oblizał usta i skierował się do wejścia do szkoły.
Co on tu do cholery robi?
__________________________________________________________________
No i mamy 3 rozdział! :)
Justin już jest, więc teraz będzie Go coraz więcej. Ale jak myślicie po co przyszedł do szkoły Maggie?
JEŻELI KTOŚ TO CZYTA, NIECH POZOSTAWI PO SOBIE KOMENTARZ, PROSZĘ <3
DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU!
pytania tu: http://ask.fm/zupelnienic